Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/292

Ta strona została przepisana.

pożerającym ryby żywcem, do czego nie miał zresztą żadnego prawa, bo nie był nawet foką, nawet „morszwinem“ to jest delfinem tych stron, a tylko kotem i to morskim, nie uznawanym ani przez świat rybi ani naukowy.
W sprawie tej zwołano olbrzymi wiec węgorzy w wielkim „szurze“, niedaleko tak zwanej Suchej Rewy, czyli ryfu, ciągnącego się od Kuźnicy aż do Redy a oddzielającego Małe Morze od wiku. Tysiące węgorzy od pół funta wagi do pięciu funtów zebrały się na naradę. Komitet organizacyjny składał się wy łącznie z nie wędrownych, lecz stale mieszkających w zatoce węgorzyków puckich, żółtobrzuchych, małych, ale zwinnych i bohaterskiej natury, ponieważ człowiek poławiał je tu tylko zapomocą ościeni. Te to zuchwałe i energiczne węgorzyki miały najwięcej z kotem morskim na pieńku, bo gdy węgorze wędrowne wyciągały w morze, one, stale w zatoce przebywając, największe składać musiały mu ofiary.
Radzono długo zapomocą wzajemnego tarcia się, które wprawiało giętkie, wrażliwe ciała w drgania, służące za środek porozumiewania się, coś w rodzaju mowy węgorzowej. Łatwo się domyślić, że uchwały nie obwieszczono, a jednak oczywiście wiedział o niej każdy węgorz. Wyrok na kota morskiego został wydany.