Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/299

Ta strona została przepisana.

„oryginalne“, była swym potworem zachwycona.
Tak kot morski zagnieździł się u rzeźnika puckiego i służył mu wiernie, łapiąc myszy, których zresztą nie jadał, i dusząc szczury, które były istotnie atletycznej budowy, a które on układał w piramidki na podłodze. Karmiono go doskonale, co widząc, starał się wytrwale o względy panny Anny i podpatrzywszy koty lądowe, łasił się jej ich zwyczajem, ocierając się o nią i mrucząc, gdy go głaskała. Wrogów wszystkich nietylko pokonał, ale zdołał się nawet zaprzyjaźnić z jakimś nędznym kundysem, którego czasem uszczęśliwiał skradzionym ochłapem. Wogóle zachowywał się jak kot lądowy, z którego manierami zczasem przybrał też i wygląd, był tylko znacznie większy, ambitniejszy i o wiele więcej nieufny.
— Lepiej od krajowych ludzi trzymać się zdaleka — powtarzał sobie. — Wiadomo, że przez nich zawsze przyjdzie się do szkody.
W Pucku mu się podobało głównie dlatego, że miasto było ciche, smętne, a pachniało morzem i rybami. To właśnie potrzebne było rozżalonemu wygnańcowi. Na mieszczan i gburów patrzył wyniośle zwężonemi źrenicami, ale otwierał je szerzej, gdy ujrzał rybaka lub marynarza, których tam nie brakowało. Zresztą, służąc wiernie swym rzeźni-