Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/314

Ta strona została przepisana.

wszyscy mieli to szczęście, ale odkąd opuściłeś swe królestwo — zniknęła nawet nadzieja, aby któryś z nas, raz złapany, mógł się wydostać na wolność. Dlatego — wróć, panie, do swego ludu i pożeraj nas, ale zbawiaj!
Tu węgorze legły przed nim pokornie i podsunęły mu się pod same pazury, on zaś w mgnieniu oka pożarł najtłustszego i rzekł łaskawie:
— Powiedzcie ludowi memu, że wrócę!
Na drugi dzień w "Puecku" wybuchł popłoch. Wielki szary kot nikomu dotychczas krzywdy nie robiący — mówiono — wściekł się. Ale była to dziwna wściekłość, nietyle krwawa, ile pełna niepojętej złośliwości. Pannie Annie kot powyrywał z głowy cale garście żółtych pukli, w oberży — skacząc przez stoły, stłukł kilkanaście szklanek, kilka psów srodze pokaleczył, nastraszył kilkoro dzieci, niosących właśnie mleko, które oczywiście wylało się. Słowem psocił w niemożliwy sposób, tak że wreszcie postanowiono go zastrzelić. Napróżno jednak polowali nań zbrojni w karabiny policjanci — nigdzie nie mogli go dopaść. Wreszcie nad wieczorem, właśnie, gdy czerwone słońce miało się ku zachodowi. a gładkie morze błękitne lśniło zorzą słoneczną, kot morski pokazał się na wierzchołku masztu stojącego w porcie dwumasztowca,