wają żywych śledzi. Z tego powodu przez cały rok zastawiają mance na śledziki. Mance te mają oczka większe od szprotowych, skutkiem czego szproty łatwo się przez nie prześlizną. Zdarza się jednak, że ten i ów tak zwany dziki szprot, idący na skrzydle ławicy w rozsypce, utknie w mniejszych o połowę oczkach obramowania manc śledziowych. Z kierunku, w którym zwrócona jest jego głowa, rybacy wnoszą o kierunku posuwania się ławicy.
Ryby o tem nie wiedziały, bo, jak większa część stworzeń, mają instynktowny pęd parcia naprzód. Na znajomości tego instynktownego pędu oparte jest właśnie rybołówstwo przy pomocy sieci. Ryba, zawadziwszy o sieć głową, nigdy się nie cofa, ale przeciwnie, całą siłą prze naprzód, chcąc zaporę rozerwać, i przez to w niej więźnie. Gdyby było inaczej — nie byłaby rybą.
Ale wiedziały o tem doskonale mewy, które, przyrzekłszy swój współudział w ekspedycji karnej na rybaków, miały za zadanie zakończenie dzieła, to jest wyprowadzenie ławicy poprzez tkwiące wciąż w wodzie mance na pełne morze.
Zabrały się do tego z chytrością ptasią. Wyprosiwszy sobie mniejszą „latającą“ kolumnę szprotów, powiodły je na mance śledziowe w ten sposób, że niektóre z nich
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/332
Ta strona została skorygowana.