żadnych gruntów ani zwierząt, lecz żyją wyłącznie z gotówki otrzymanej za ryby, które poławiają sposobami, dającemi duże zyski, ale wymagającemi wielkich wkładów.
Co innego, gdy zapraszali do siebie Alberta Lizakowskiego, którego bardzo wysoko cenili za jego męską stałość i wierność w służbie, a także za doświadczenie marynarskie. O ile to było możliwe, stary zabierał ze sobą chłopca, a wówczas zasiadali w ciepłej, schludnej kuchence rybaka helskiego, zawieszonej miedzianemi rynkami i białem gdańskiem naczyniem kuchennem, i rozmawiając plattem język wyłamującym, objadali się mięsem, białem pieczywem i opijali się słodką kawą z niemniej słodkim kuchem, podziwiając w duszy zamożność tych rybaków i zazdroszcząc im jej.
Podobała się Pawłowi bardzo stateczność i rozwaga Helan, nie używających prawie nigdy wódki, uprzejmych, spokojnych i żyjących, jakby jakieś religijne bractwo. Polubił tę cichą wioskę, w której, zdawałoby się, panował zupełnie inny duch, niż w polskich wioskach rybackich. Lubił tę długą, po prawdzie mówiąc, jedyną ulicę, której środkiem ciągnął się szereg starych, zimą bezlistnych kasztanów, niby stos pacierzowy wioski, gdy po obu stronach jeden koło drugiego stały domki o ostrych szczytach,
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.