Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/405

Ta strona została przepisana.

379

Tak drzewku beczka stara schlebiała.
— Gdybyś tylko chciała, mogłabyś dużo świata zobaczyć, a tu zmarniejesz. Prędzej czy później wiatr cię zegnie i będziesz wyglądała tak, jak stare rybaczki, co przez całe życie ze strądu do wioski piasek noszą.
— Może zostanę masztem! — szepnęła Sosenka.
— Z drzewek z pierwszego szeregu masztów się nie robi — odpowiedziała beczka, gulgocąc złośliwie. — Maszty rosną w lesie. Kto pragnie świat zobaczyć, musi sam chcieć iść, a nie czekać, aż go na łódź wezmą.
— Korzeniami tkwię w ziemi — odpowiedziała cichutko Sosenka.
— Korzenie są niepotrzebne. Patrz, ja nie mam korzeni i nie jestem prosta, lecz okrągła, i dlatego chodzę, biegam tak prędko, że ludzie nieraz mi nadążyć nie mogą, a gonią za mną wciąż, powtarzam ci, na rękach mnie noszą, bo ja mam w sobie coś — coś — coś, o czem wy nie wiecie.
Tu znowu zabulgotało wino w beczce. I długo tak rozpowiadała beczka drzewkom różne mądrości, a one słuchały i przytakiwały jej, niewiele rozumiejąc.
Wreszcie dało się słyszeć ciche skrzypienie kół po piasku, a po chwili zjawili się dwaj rybacy i wytoczyli beczkę na stegnę.