382
z pałką i bił nią w kiwający się wraz z okrętem „bal“. A ten „bal“ śpiewał, śpiewał przeciągle i dzwonił, i tak okręt „jachał“ przez „doukę“ ze śpiewaniem i dzwonieniem tego koprowego bala. Miał kto z nas coś takiego widzone? (Sosenka nie wiedziała nawet, że używa niemieckiego zwrotu w języku polskim: „Hat jemand von uns so etwas gesehen?“)
— Nei! — stanowczo odpowiadały drzewka.
Za temi wszystkiemi cudami Sosenka zaczęła tęsknić do tego stopnia, że widocznie traciła siły. Już nie wojowała z nordą z dawniejszym zapałem, po każdym boju słabła, narzekała i w głos marzyła o cudach dalekich krajów i mórz, czemu nie można się dziwić, ponieważ o tem samem marzą synowie rybaków.
— Ty jesteś wielki glupc! — mówiła jej rosnąca za nią starsza brzoza. — Tu się urodziłaś i tu masz żyć. Pan Bóg to dla twego szczęścia i dobra sprawił, na Jego wolę się zdaj. Pamiętaj, że i tak nigdzie nie pójdziesz, bo cię korzenie trzymają.
— Beczka nie miała korzeni, chodziła jak człowiek, nawet prędzej.
— My jesteśmy drzewa bojowe z pierwszego szeregu! — zaszemrały oburzone towarzyszki. — Myśmy tu wyrosły, aby bronić półwyspu przed dziką nordą i zimnym „ostem“ (wiatr wschodni). My piersiami swemi odtrą-