Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/412

Ta strona została przepisana.

bacy, dbając więcej o połów dnia dzisiejszego niż o przyszłość półwyspu, wycinali drzewka z lasu, gdy ich potrzebowali.
Tak więc Sosenka powędrowała na ramieniu Seweryna do Jastarni.
Jej pobyt tam był krótki, ale sławny i promienny blaskiem świetności. Ustawiono ją w izbie ciepłej i stosunkowo wysokiej, bo dom Seweryna był nowy, przybrano skromnemi błyskotkami i ozdobami domowego wyrobu i pomysłu, które jednak dzieciom rybackim wydały się piękniejsze od gwiazd na niebie. Wonne, sprężyste gałęzie obwieszono cukierkami i kilku pierniczkami oraz zaopatrzono w kilkanaście świeczek. Nie było tu ani rumianych jabłek, ani złotych mandarynek, ani pozłacanych orzechów — tych pyszności rybacy, jak rok długi, nie widzą, wyjąwszy odrobiny owoców w jesieni. Nie było sztucznego śniegu ani włosów anielskich, ani rakiet japońskich, sypiących deszcz gorejących a przecie zimnych iskier. Ale był „bom“, duma, podziw i radość dzieci zachwyconych i pewnych, że nic piękniejszego nie może być na świecie.
Święta Bożego Narodzenia przeszły, jak zwykle, w cichem skupieniu. W wigilję, jako w dzień postny, zjedzono tradycyjny obiad, składający się z zupy węgorzowej i smażonego węgorza z bulwą. Wieczorem Seweryn z żoną i dziećmi, odświętnie ubrani, zasiedli do