chcąc, że oto wolno jej to wszystko podziwiać
własnemi oczami.
A wtem Seweryn, przerzuciwszy sobie
przez lewe ramię dwa ogromne zwoje lejpra, wziął ją i, przeniósłszy przez wodę, wrzucił
w łódź, do której sam wskoczył.
Bat odsunął się zwolna od brzegu, załopotał żaglami, wybiegł na zatokę i, zatoczywszy łuk ku południowemu zachodowi, pomknął chyżo naprzód.
W tej chwili ze wszystkich stron zaczęły
się z szafirowego zmierzchu wysuwać czarne jeszcze żaglowe łodzie rybackie, podobne do
puszczanych na wodę pudeł, v które wetknięto wielkie krucze skrzydła. Była to flotylla
rybacka, wczesnym rankiem wypływająca na
morze. Cudna to była podróż, zwłaszcza gdy
słońce wstało i cały świat zapławiło gorejącem różowem światłem. Baty wyorywały w błękitnej wodzie złote brózdy, fale mieniły się lazurem i różem, niebo stało się szafirowe jak w lecie, w powietrzu krążyły mewy, żagle łopotały, na wszystkich łodziach panowało wesele, bo był to pierwszy wyjazd po długotrwałej burzy, pierwszy dzień pracy po długim okresie przymusowego lenistwa.
Daleko na morzu zaczęto w upatrzonych
miejscach stawiać mance. Ponieważ nie wiedziano, gdzie znajduje się ławica, zastawiono
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/417
Ta strona została przepisana.