Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/423

Ta strona została skorygowana.

Na ten widok wszystkie preki zatańczyły wesoło i zaczęły wymachiwać chorągiewkami. Zafurkotały w powietrzu podarte wichrem wierne proporczyki morskie — resztki starych spódnic, fartuchów, wysłużone rękawy, strzępy wielkomiejskich bluz letnich, wysłużone chusteczki, skromne łachy domowe, pełniące teraz z dumą i mężnie ciężką a niebezpieczną służbę sygnalizacyjną na pełnem morzu.
Łodzie rozbiegły się po morzu, idąc każda ku swej lince z opuszczonemi żaglami. Na łodziach, z oczami utkwionemi w proporczyki prek i latające nad niemi mewy, w zydwestkach i luźnych, przestronnych, szarych eltychach stali rybacy. Już tu i tam szczęśliwa preka wskoczyła do łodzi, by natychmiast zapaść w mocny sen. Za nią z hukiem padała na dno batu wyziębła „draga“ (czteroramienna kotwica), po niej dwuramienna kotew. Następnie rybacy zaczynali wyciągać linkę.
Wyrzucona na łódź Sosenka, zmęczona dwudziestoczterogodzinnym tańcem na falach, zasnęła natychmiast. I przyśniło się jej, że znowu jest na swem dawnem miejscu w pierwszym szeregu na wydmie, zaś u stóp jej leży wielka dębowa beczka i gulgoce:
— Mówiłam ci, że kto naprawdę chce świat zobaczyć, ten go zobaczy. Spełniło się. Mówiłam ci, że możesz zajść daleko, bo jesteś