Sosenka została porwana wraz z linką. Wtłoczona między szczyty płynęła, nie wiedząc dokąd, bojąc się, że lada chwila zdruzgotaną zostanie przez lody. Na szczęście po pewnym czasie szczyty rozluźniły się, stało się przestronniej, draga zahaczyła mocno o grunt i linka zatrzymała się.
Znaleziono ją jednak dopiero po dwóch dniach, gdyż burza i pływające po zatoce lody nie pozwoliły wyjechać prędzej na morze.
Takich przygód miała Sosenka niemało, ale jakoś zawsze udawało się jej szczęśliwie z tych tarapatów wydostać, tak że naogół nie narzekała.
Ale w głębi duszy marzyła wciąż o tem, aby wydostać się na świat szeroki i zobaczyć to, czego nikt nie widział, a przynajmniej to, czego tu nie było. Wierzyła pewnie, że zasługuje na to, bo któż tak pięknie, jak ona, tańczy taniec prek! Powiedzieliśmy przecie, że na obu morzach i t. d. Ale cóż to znaczy, — mewy i kilka głupich morszwinków! Czyż oni mogą ocenić prawdziwą artystkę, prawdziwą sztukę?
— Mój Boże! — myślała Sosenka nieraz z żalem. — Gdybym ja tak mogła pokazać się ze swym tańcem na szerokim świecie! Przestałam być drzewem, nie tkwię już w jednem miejscu, jestem niby wolna, ale cóż mi to za wolność, skoro zawsze muszę pilnować tych
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/427
Ta strona została skorygowana.