Tu wykrzyknął Paweł:
— Otrzymaliśmy błogosławieństwo Dzieciątka!
— Więc i ty widziałeś? — zwrócił się do niego zdziwiony bosman.
— Czyż nie klęczeliśmy wszyscy razem w świątalnych ubraniach na deku? Wszelkie stworzenie śpiewało i chwaliło Pana, korony ptactwa latały nad nami, a na purpurowym żaglu...
Wtem dało się słyszeć turkotanie motoru, a potem głos jakiś zaczął wołać:
— Halo! Lizakowski! Stary! Halo, bosman! Żyjecie jeszcze? Bywajże tu który!
— Kapitan Sellaert! — wykrzyknął bosman.
I wciągnąwszy szybko żakiert, wyskoczył na pokład.
Za nim, ogarnąwszy się byle jak, wybiegł Paweł, a potem przywlókł się stary Krauze.
Kapitan już wszedł na pokład po drabince, którą mu bosman zrzucił z burty.
— Jak się masz, stary! — wołał, uśmiechając się radośnie. — Zmizerniałeś trochę! Pewnie z tęsknoty za mną, ha! ha! ha!
Niski, barczysty, krępy człowieczek śmiał się głosem, oczami, ramionami, różową, czysto wygoloną twarzą i oczami niebieskiemi jak niezapominajki.
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.