— Przyleciałem do ciebie, diewoczka, odwiedzić cię. Z dalekich, dalekich stron, od Uralskich gór, od wielkich rzek, od morza Kaspijskiego. Nie słyszała o takiem morzu, a? To duże morze, piękne morze! Żeby ty znała, maleńka, jakie tam przed wiekami wspaniałe miasta były, całe z białego marmuru, złotem obite, w ogrodach i sadach kwitnących... Ty o nich nie słyszała i już nie usłyszysz, bo pamięć o nich między ludźmi zaginęła, no ja — pomniu i nie zabudu!
Tu wędrowny zaśmiał się, a potem mówił dalej:
— Pomarły narody, rozpadły się miasta, a ja, choć mnie nie widzisz, nie złapiesz, zawsze młody, zdrów i świeży!... I swobodny, bez pana nad sobą, wszystko mnie wolno! Zechcę — pszeniczne łany Ukrainy głaszczę, jakbym głaskał złotą główkę dziecinki, zechcę — podnoszę fale Czarnego morza i szukam dla siebie zabawki na jego dnie... Zechcę — strząsam owoce z drzew nadkaspijskich sadów! I jakie owoce! Ty takich nie widziała, diewczonka! Granaty, pełne soku czerwonego jak żywa krew, brzoskwinie duże jak moje pięści, grusze soczyste i rozpływające się w ustach, winogrona o gronach podłużnych, czarnych, fioletowych, złotych i zielonych, te słodkie, inne gorzko-kwaśne, tamte znów winne... Gdy mi się spodoba, gdy wio-
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.