Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

a nagi do pasa, cały pomalowany był w czarne i czerwone pręgi i zygzaki, kółka i dziwne figury. Prócz pierzastej korony miał na sobie spodnie skórzane, z których szwów sterczała sierść zwierzęca. Na plecach trząsł mu się kołczan, pełen strzał, i łuk, w rękach zaś trzymał jeździec siekierkę, a za pasem nóż. Mały, czarny, kosmaty koń, o dużej głowie i czerwono łyskających oczach, rwał się pod nim i rzucał niecierpliwie, wywijając długim ogonem. Gdy ogonem tym musnął szyby okna, zdawało się, że deszcz je siecze.
Dorotka patrzyła na jeźdźca przez chwilę zdziwiona i przestraszona, aż wreszcie jakby sobie coś przypomniała. Gdzieś widywała tego jeźdźca w koronie pierzastej, okropnie pomalowanego, z siekierką w ręku i nożem u pasa. Gdzie? Czy nie na obrazkach, czy nie w tej grubej książce francuskiej po tatusiu?
Ależ tak! To Indjanin!
— Czego tu chcesz? Skąd się wziąłeś? — zapytała odważnie, przypomniawszy sobie, że Indjanie żyją już tylko w książkach na obrazkach.
— Jestem Czarna Chmura, Sztorm Westowy, wielki wódz preryj i siwego morza, które światy od siebie oddziela. Przybyłem tu na pomoc siostrze Zydzie, która zbłąkana nie mogła się wydostać z waszych równin. Le-