przeznaczoną. Niemało mamy pracy, a każdy z nas musi swe zadanie wypełnić!...
— A ja myślałam, że wichry są wolne, że żadnej władzy nikt nad niemi nie ma, że latają sobie, jak się im podoba! — wykrzyknęła Dorotka.
— O, dziecko, dziecko! Jest to możliwe? A czyż Zyda może przyjść z północy lub Norda od strony ostowej? — śmiał się Sztorm Westowy. — Nie wiesz to, że jak któryś z nas choć trochę zboczy z wyznaczonej drogi, już przestaje być sobą, a staje się „Westem do Nordy“ lub do Zydy, Westwestnordem, Ostostzydą, Zydą westową, Nordą westową, aż wreszcie ginie zupełnie?
— Prawda, prawda! — przypomniała sobie Dorotka, — Ale to znaczy, że spotkasz się ze swą siostrzyczką Nordą!
— To może być.
— Więc powiedz jej, żeby była tak dobra, przyszła do nas i przyniosła rybakom i mnie dużo, dużo szprotek! Powiedz jej, że tu jest taka mała, trochę chora dziewczynka, która ją bardzo, bardzo o to prosi!
— Tak lubi szprotki ten mały łakomczuch?! — zaśmiał się znowu Sztorm Westowy.
— O, nie! — zaprzeczyła dziewczynka. — Ja nie dla siebie proszę. Ale widzisz, Sztormie Westowy, rybacy nie mają już pieniędzy
Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.