Strona:Jerzy Bandrowski - Szkarłatna róża.djvu/44

Ta strona została przepisana.

słoneczną, tam gdzie morze promienieje, a w jego czystych wodach widać czasem nawet i lasy podwodne, kołyszące łagodnie na pół pogrzebane w ich gąszczu białe, czyste szkielety, lub niby ptaki leśne przeciskające się między konarami drzew koralowych meduzy, strojne w długie frędzle, polipy wymachujące ciężkimi, długimi ramiony, lub żarłoczne raje, które lekkim muśnięciem swej szorstkiej skóry snadno nagie plecy do żywego ciała zetrą. Tam, za morzami czekają niezdobyte światy pełne ludów nieznanych i nieznanych grzechów, z których obmyć je należy. Tam są tysiące barw, całe armie złych, fałszywych bogów, których należy pokonać. Tam w niezliczonych postaciach najwymyślniejszych, okrutnych i nieodgadnionych czeka śmierć tak bolesna i straszna, że sama myśl o niej już jest poezją, co więcej, nieopisaną pieśnią bólu. Tak. A jednak to, od czego rufa statku coraz bardziej się oddala; to, do czego już nigdy się nie wróci — to kołyska najszlachetniejszych marzeń, to macierz płomienna, z której się one narodziły, to właśnie ta myśl, wysyłająca na wszechświatowe pole walki zbrojnych żołnierzy i bezorężnych kapłanów. To jest właśnie ojczyzna wiecznie wojującej myśli i uczucia religijnego. Tym właśnie ta mała część świata trzęsie całym światem.
Daleko, daleko za słoneczną Portugalią została Polska. Jest marzec. Prawdopodobnie leżą tam jeszcze śniegi, jednakże słońce już weselsze, śniegi