Strona:Jerzy Bandrowski - Szkarłatna róża.djvu/49

Ta strona została przepisana.

drodze Kafrzy, międzynarodowa hołota portowa i najrozmaitsi mieszańcy.
Prawie każdy z tych ludzi ma jakąś zbrodnię na sumieniu. Przywykli do walki na śmierć i życie, a przynajmniej połowa z nich służyła na statkach korsarskich. Ludzie ci cenią tylko siłę i dlatego jęczący na pokładzie chorzy są dla nich niczym. Półnadzy, na każdy świstek bosmana lub kapitana statku biegną po pokładzie tętniącym pod ich bosymi stopami i wspinają się na maszty, aby rozbiegłszy się po rejach zwijać i rozwijać żagle stosownie do podmuchu wiatru. Ani kapitan, ani bosmani nie żałują przy tym klątw, wymyślań czy uderzeń. Krew o lada co leje się po pokładzie galeonu. O byle co uderzenie pięścią rozkrwawia usta; o byle co świszczy lina, do krwi tnąc nagi grzbiet majtka; o byle co przewiązanego w pasie liną rzuca się marynarza do wody i tak godzinę lub dwie holuje go za statkiem, na pół uduszonego i utopionego; o byle co też wyrzuca się go za burtę lub wiesza na rei. Inaczej nie może być, bo gdyby ta zbieranina nie czuła nad sobą siły, wybuchłby bunt. Ponieważ jednak ta siła uciska temperamenty gwałtowne, lada chwila może wybuchnąć bunt.
Jednakże majtkowie portugalscy nie buntują się.Nie sięgają do nożów, które wszyscy mają u pasa, z tyłu, na prawym biodrze. Łączy ich powodzenie floty portugalskiej, wysokość bezkonkurencyjnych