nieść w palankinie. Konie ich, perskie lub arabskie, mniejsze od andaluzyjskich, ujeżdżane są przez znakomitych koniuszych Dekanu. Jedwabne ich czapraki haftowane są drogimi kamieniami, strzemiona zawsze pozłacane, cugle owieszone brzękadłami i dzwoneczkami. Żaden taki rycerz nie ruszy się bez eskorty małych paziów lub niewolników Kafrów, upolowanych w Mozambiku, posępnych giermków, dniem zbrojnych w szpady, nocą zaś w piki i halabardy.Jedwab wśród nich jest tak pospolity, że ludzie dobrego gustu ponad jedwab przekładają wełnę. Wszyscy oni udają wielkich panów, a robią to nie tylko dlatego, że taka jest ich natura, lecz także i ze względów politycznych. Jako zdobywcy chcą ludności imponować jeśli nie liczbą, to przynajmniej swym wyglądem i zachowaniem się. Dlatego w dni uroczyste, gdy dostojnicy hinduscy i muzułmańscy zbiorowo pojawiają się z hołdem u wicekróla, oni zbiorowo nie przychodzą nigdy, a to nie przez pychę lub lekceważenie, lecz aby nie zauważono, że ich jest mniej od panów hinduskich lub muzułmańskich. Za to jednak każdy z nich tyle wszędzie sobą potrafi sprawić ambarasu, że w mieście o niczym się nie mówi, jak tylko o nich.
— Mądry jesteś, braciszku! — podziękował za dowcipny wykład ks. Wojciech. — Ale teraz racz mi powiedzieć, co to za dama nas mija?
Strona:Jerzy Bandrowski - Szkarłatna róża.djvu/55
Ta strona została przepisana.