wolników, którzy zachwalali to wdzięki, to zalety swego towaru.
Ksiądz Męciński patrzył na to.
— Gdy Turcy, Tatarzy lub Maurowie biorą naszych w niewolę i sprzedają na targach wśród dalekich miast, jesteśmy na nich oburzeni i nazywamy ich poganami. A jakże nazwać chrześcijan, którzy czynią tak samo jak owi poganie?
— Niemożliwą jest rzeczą — odpowiada mu towarzysz — zdobyć inaczej odpowiednią ilość służby i rąk roboczych. My, słudzy Boga, możemy żyć w ubóstwie, jednakowoż rycerzom, przedstawiającym majestat królewski, nie godzi się na bosaka brnąć za garbatymi bawołami przez zalane wodą pola ryżowe.
— Może być, że masz i słuszność — odpowiedział mu Męciński — nie znam się na tym.
A potem dodał:
— O, Panie, wezwij mnie do swej łaski, ześlij mi palmę męczeństwa, abym nie potrzebował patrzeć na rozterkę serc i sumień ludzkich.