wolniej. I wtedy to napadła na tę flotę jakaś flota holenderska.
Zdziwiony czytelnik zapyta, jak to się mogło stać, skoro między wojującymi stronami panowało zawieszenie broni? Biografowie Męcińskiego nic bliższego o tej flocie nie mówią, w rzeczywistości rzecz miała się tak.
Każde ówczesne państwo morskie miało zaprzyjaźnionych sobie korsarzy, zwanych „kaprami“; „kaprowie“ byli czymś w rodzaju band ochotniczych operujących niby na własną rękę, ale właściwie pracujących dla swego rządu. Korsarz łupił statki swego własnego narodu; „kaper“ wojuje jako najemnik jakiegoś rządu, biorąc od niego żołd, a z łupów zatrzymując sobie tylko pewien procent. Walczy oczywiście na własne ryzyko, lecz zawsze ma schronienie w portach mocarstwa, któremu służy. Takimi „kaprami“ posługiwały się wszystkie państwa, nawet Polska. Rzecz prosta, że „kaper“ nie krępuje się prawami międzynarodowymi, lecz dojrzawszy łup na morzu, uderza.
Taka właśnie flota kaperska napadła na flotę portugalską. Lekkie statki portugalskie, dojrzawszy ją, zwiały natychmiast w stronę Makao. Galeona z wicekrólem pożeglowała ku północy i nie oparła się aż u brzegów Japonii. Nic dziwnego, że utarczka, jaką stoczono o posiadanie statku największego i najcięższego, który ucieczką ratować się nie mógł, a na
Strona:Jerzy Bandrowski - Szkarłatna róża.djvu/77
Ta strona została przepisana.