Strona:Jerzy Bandrowski - Szkarłatna róża.djvu/78

Ta strona została przepisana.

którym właśnie znajdował się Męciński, nie była zaciekła. Jednakże...
Jednakże wyobraźmy sobie tylko: statki holenderskie otaczają nasz statek. Odwracają się do niego burtami, które pełnym bokiem dają ognia. Na pokładzie leżą stosy bosaków, muszkietów i krótkich, marynarskich szabel. Bezbronni pasażerowie zbici w gromadkę, marynarze półnadzy, bosi, z groźnymi minami. Krzyki, jęki, krew. Wtem z dymu wyłania się jakiś potwór — statek nieprzyjacielski, który atakuje. On to rzuca na nasz statek pomosty, które ciężkimi żelaznymi hakami zahaczają o burtę, i w tej chwili paruset strasznych drabów, również półnagich, z długimi włosami splecionymi w warkoczyki, wyjąc i bijąc sieczną bronią, wpadło na statek, przewracając wszystko, co stoi na drodze.
Otóż to jest kaperstwo! Właśnie ten manewr nazywa się kaprowaniem statku. Zaskoczony niespodziewanie kapitan statku, widząc, że sytuacja jest beznadziejna, musi dać rozkaz zwinięcia żagli i spuszczenia kotwicy. Marynarze naszego statku rzucają broń, kapitan może poległ, może nie, ktoś jeszcze krzyczy, gdzieś w kącie walka wre, lecz i to cichnie, ktoś, kto w tej strasznej chwili stracił przytomność, odzyskuje ją, otwiera oczy i widzi: na pokładzie stoi nieznany marynarz z nagim mieczem w ręku, miną wyniosłą, z twarzą śniadą o zimnych oczach, koloru wody morskiej lub nieba, i koniecznie z czer-