jest śmiercią na wieki wieków. Moja miłość jest odkupieniem i życiem wiecznym.
Gwiazdy gasną. Świat ogarnia blady, widmowy przedświt.
Wtem za plecami Męcińskiego rozlega się sakramentalne buddyjskie wezwanie:
— Om mani padme[1].
A potem gromkie i niskie, jak uderzenie w bęben:
— Om!
Męciński drgnął i obejrzał się.
Nie było za nim nikogo, a tylko zdawało się, jak gdyby w gąszczach spod czyjegoś dziewiczego czoła, twarzy o dziewiczym owalu błysnęły pół przymknięte, łagodnie uśmiechnięte oczy.
Wówczas misjonarz zwrócił się ku klasztorowi, z którego na świat szła przez morze burza złych modłów, przeciął ją wielkim znakiem krzyża i zgasił.
Muzyka klasztorna ucichła.
Rozpromienił się brylantowy świt, w tęczowej aureoli wzeszło słońce. Fale zatoki zaszumiały od dalekiego przypływu.
Męciński ukląkł na piasku i modlił się.
- ↑ Ma to różne znaczenia. Tłumaczą to np. jako „Ty jesteś ja“.