— Co mi opowiadasz? — mówił Uzbecki, stojąc przed Cesią z jakimś papierem, z którego dyktował. — Co mi opowiadasz? Ty mnie nie kochasz? Zdaje ci się tylko, a ja ci mówię, że mnie kochasz szalenie, szalenie, a im więcej to w sobie tłumisz, im więcej skrywasz, tem gwałtowniej to potem wybuchnie... Powiadam ci, świata bożego nie będziesz poza mną widziała.
Cesia śmiała się, ale mimo wszystko ta pewność Uzbeckiego niepokoiła ją trochę. Uzbecki zachowywał się po dawnemu zupełnie przyzwoicie, ale taki był teraz jakiś rozigrany, wesoły, niefrasobliwy, tak sans façon, serdecznie traktował panienkę, iż wytworzył miłą, choć nieco dziwną atmosferę zażyłości więcej niż bliskiej. Ciepłu, które od niego biło, Cesia nie mogła się obronić, przejmowało ją. Czasami myślała o tem, że byłoby jej przyjemnie, gdyby ten barczysty, mocny mężczyzna wziął w swe gorące dłonie jej zziębnięte od stukania na maszynie rączki. Lubiała gdy idąc przez ulicę, brał ją pod rękę.
— Niemożliwe, abym ja mogła pokochać kogoś wbrew swojej woli — tłumaczyła sobie.
Czasami dawała mu to do zrozumienia, ale on był teraz niezłomny i niezwyciężony.
Śmiał się tylko.
— To są, moje dziecko, panieńskie fanaberje. Rozumiem, to z początku, musi być, ale ty jesteś już moja raz na zawsze, przepadło. To się już nie zmieni. Myślisz, że nie widzę, że żyć już bezemnie nie możesz? Spróbuj się zbuntowoć, proszę! A nie wiesz w dodatku, że ja mam na ciebie jeszcze jeden argument — i to jaki!
Tu brał się za brodę, kręcił ją na wszystkie stro-
Strona:Jerzy Bandrowski - Szkatułka z czerwonej laki.djvu/108
Ta strona została przepisana.
CESIA.