Strona:Jerzy Bandrowski - Szkatułka z czerwonej laki.djvu/126

Ta strona została przepisana.

A potem spojrzała na niego i przytuliwszy się do niego ramieniem, powiedziała:
— Ale pan musi mnie naprawdę bardzo kochać!
Oburzył się.
— ciebie — kochać? To zamało. Ty sobie nawet nie wyobrażasz, dziewczyno...
Panienka odwróciła od niego głowę i tylko silniej przytuliła się do niego.
Błękitne jej oczy zwilgotniały.
I była w tej chwili bardzo smutna.
Zaś na myśl przyszły jej słowa: „Tief wie das Meer und hart wie der Stein, soll deine Liebe sein“...
Zrozumiała, że miłość tego człowieka jest głębsza nawet niż morze. Była bez dna...
I zlękła się naraz burzy, która się w jego duszy zerwała i zrozumiała, że huraganowi takiemu nie oprze się, że wszystko pod jego naporem pryśnie.
Ale naraz przypomniała sobie coś.
— Czy pan pamięta wtedy — u zbiegu Nowego Świata i Śto-Krzyskiej?
— Ach, to ty mnie wtedy z pod atomobilu wyciągnęłaś!
— I widzi pan — rachunek wyrównany!

TRAGEDJA.

Pewnego dnia przyszła Cesia do „biura“ z miną tak niewyraźną, że Uzbecki domyślił się natychmiast, iż coś się stało.
Cesia nie chciała mu powiedzieć.
— Ależ to sensu niema! — wykrzykiwał zirytowany. — Jeśli masz jakie zmartwienie, to od czego ja tu jestem? Nie masz do mnie ani krzty zaufania.
Nie chciała mówić, ale po długich usiłowaniach przecie udało mu się wyciągnąć z niej, w czem rzecz.