tyle. Teraz i twarz panienki ożywiła się i nabrała różowego ciepłego blasku. A kiedy dostrzegłszy ukłon Uzbeckiego młoda dama, odpowiadając skinieniem głowy, uśmiechnęła się, twarzyczka jej rozkwitła wdziękiem i młodością i stała się jak buzia wesołego siedemnastoletniego dziewczęcia.
— Blondynka z kabały! Blondynka z kabały! — powtarzał sobie w duchu Uzbecki.
— Więc to ona ma mi być przeznaczona? Ani na chwilę nie wątpił o tem, że tak jest i z niepokojem i zgrozą, osłonięty festonami zielonych gałązek, przyglądał się wygrzewającej na słońcu młodej pannie, która, mimo iż nieznana i obca mu zupełnie, nie wiedząc nawet o tem, miała cienkie swe paluszki już obmotane czerwonemi nićmi jego życia i przeznaczenia. Wierzył w to, że ta jasnowłosa dziewczynka może szarpnąć temi nićmi, jak zechce, w nieświadomości swej zrywając je lub plącząc w węzły nie do rozmotania. Podobnie jak i ona, nie wiedział, co ma mu przynieść — szczęście czy nieszczęście, śmiech czy łzy, życie czy śmierć. Była mu wprawdzie obojętna, ale nie była mu już obca, miała wejść w jego życie.
Od tego dnia nie był już sam, kiedy siadywał w ogródku rano w cieniu starej gruszy.
Było to popołudniu w „Ogródku“. Ponieważ pogoda była pochmurna i lada chwila groziła deszczem, gości było niewiele. Szczęśliwy zbieg okoliczności sprzyjał tego dnia Uzbeckiemu i pozwolił mu przysiąść się do stolika, przy którym siedziała panna Cesia.
Pił czarną kawę, z tajoną pasją przyglądając się jej złotym włosom o popielatym odcieniu. Czuł, że