Strona:Jerzy Bandrowski - Szkatułka z czerwonej laki.djvu/64

Ta strona została przepisana.

brzdąc w lila sukience i z kijkiem w ręku. Władał on poddanymi w postaci kur, piskląt, koguta, małych kotków, wreszcie wróbli. Nieufnie odnosił się do wielkiego, wałęsającego się po podwórzu i ordynarnego kundysa i z podziwem przyglądał się nadzwyczajnym ludziom z „zaświata“, zwiedzającym jego królestwo, jako to: szlifierzowi, ostrzącemu noże, cygankom w pstrych sukniach, wykrzykującym „Karty stawiam! Karty stawiam!“, potentatom, dźwigającym pełne kosze białych i czerwonych czereśni, innym znów zachwalającym wielkim głosem sino-czerwoną młodą rzodkiewkę, handlarzom raków z koszami, w których chrzęściły straszne zielonawo-czarne potwory o długich kleszczach, grajkom, śpiewakom i akrobatom podwórzowym — o czem wszystkiem mały władca w lila sukieneczce ogłaszał poddanym swoim za pomocą niezrozumiałych wprawdzie, lecz potężnych hymnów, śpiewanych w niebogłosy, mocnym, rozradowanym dyszkantem.
W otoczeniu tem pracowało się Uzbeckiemu lekko i łatwo. Siedział zwykle tak, że miał przed sobą na tle okna i sztywnych liści roślin delikatny profil Cesi pochylony nad maszyną, widział nerwowy ruch jej rąk i złocistą mgłę rostrzepanych włosów. Usta miała podczas pracy silnie zwarte, jak gdyby z wyrazem pewnej zaciętości, a na czole jej powstawały nad oczami lekkie zmarszczki. Widać było, że pracuje w skupieniu i poważnie. Kiedy go ta czysta sylwetka dziewczęca zaczynała zanadto chwytać za serce i rozrzewniać, wstawał i dyktował, chodząc po pokoju. Mówił głośno, wyraźnie, jasno, dobitnie, jakby podkomendnym swoim tłumaczył, co mają robić. Zaś gdy się zmęczył chodzeniem, siadał naprzeciw panny Cesi na szerokim trzcinowym fotelu i dyktował, patrząc jej w twarz. Wówczas zdarzało się, że mylił się niekiedy i tracił wątek zdania, bo zadużo