— Tak. Z czerwonej laki. Podniosłam ją, chcąc ją położyć na swojem miejscu, a wtem Tatar wziął mi ją z ręki, obejrzał i skrzywiwszy się, powiedział, że szkatułka upadłszy na ziemię, pękła.
— Pękła!
— Nie wiem, czy to była prawda, czy też może chytry Tatar chciał tylko wykorzystać sytuację i mnie, w pewnym stopniu przypisując winę szkody, chciały poprostu tę szkatułkę wepchnąć. Nie opierałam się bardzo, bo szkatułka była ładna i niezbyt droga. Wprawdzie znajdowały się w niej rzeczy zupełnie mi zbyteczne...
— To jest jakie?
Na białej jedwabnej poduszeczce leżało pięć baniek ze złocistej ozdobnej laki.
Pięć baniek! Pewnie w nich były perfumy?
Panienka potrząsnęła przecząco swą złoto-popielatą czuprynką.
— To ja chciałam przerobić to pudełko na szkatułkę na perfumy. W bańkach były kamyki z blado popielatego nefrytu.
— Co Pani mówi? A do czegóż takie kamyki służą? — badał Uzbecki podstępnie panienkę.
— Są to amulety, jednak rozmaitego znaczenia i przeznaczenia... Trzeba je znać i wiedzieć, jak się ich ma używać, kiedy i do czego, bo źle użyte, zamiast szczęścia, mogą przynieść nieszczęście.
— Nieszczęście! — zaniepokoił się Uzbecki. — A gdybym ja pokazał pani takie amulety? Mogłaby pani nauczyć mnie, jak ich używać?
— Prawdopodobnie, o ile nie zapomniałam, ale niech pan słucha dalej. Sprzedając szkatułkę Tatar powiedział mi, że — dosłownie już nie pamiętam jak to było — że jak długo ta szkatułka będzie u mnie...
— W mojem posiadaniu — poprawił Uzbecki.
— Tak jest. Jak długo będzie w mojem posia-
Strona:Jerzy Bandrowski - Szkatułka z czerwonej laki.djvu/82
Ta strona została przepisana.