Strona:Jerzy Bandrowski - Szkatułka z czerwonej laki.djvu/83

Ta strona została przepisana.

daniu, tak długo będę spokojna i szczęśliwa. Z chwilą, gdy szkatułka zniknie, zniknie też spokój mego serca i radość życia. Szkatułka ta istotnie zginęła mi w 1917 roku, kiedy bolszewicy w czasie naszej nieobecności ograbili nasz dom i od tego czasu wciąż się męczę. Niech pan sobie wyobrazi! Od dziewięciu lat się nie uczę, nie kształcę!
Panienka znowu przyłożyła rękę do skroni, westchnęła.
Uzbecki patrzył na nią pogodnemi, uśmiechniętemi oczami.
— To znaczy, że gdyby ktoś zwrócił pani tę szkatułkę, to zwróciłby pani z nią spokój serca i szczęście?
Panienka uśmiechnęła się.
— A wie pan, co mi ten handlarz jeszcze powiedział? Że ten, kto zwróci mi szkatułkę, odda mi wraz z nią nietylko serce moje, ale i swoje i zostanie mym mężem i że to musi być nieodwołalnie Tatar.
Uzbecki poczerwieniał naraz, a oczy mu błysnęły.
— No, Tatarem jestem niby i ja — bąknął.
Panna Cesia roześmiała się wesoło.
— Ale szkatułki pan niema, a bez tego — cóż mi po panu?
Uzbecki pokręcił głową.
— Hm. A w jaki sposób poznałaby pani, że to właśnie pani szkatułka, a nie inna? Przecie takich skrzyneczek mogło być więcej.
— To też dlatego zrobiłam na skrzyneczce swój znak.
— Jaki znak? Gdzie?
— Pod poduszeczką, którą się wyjmuje, było dno z bardzo pięknej laki czarnej, czystej, głęboko