— Ładna rola! — pomyślał Burkan.
A Uzbecki zaczął się znowu rzucać.
— Ja tego nie wytrzymam! Gdyby był jaki front, poszedłbym na patrol, na wywiad, ale co tu robić, wojny niema, a w łóżku nie uleżę, nie wytrzymam! — jęczał.
— Zaczekaj. Zastrzyknę ci podwójną dawkę morfiny — zaproponował Burkan.
Zapalił światło, przyniósł Pravatza, zakasał rękawy i zaczął się przygotowywać do operacji.
Zaś Uzbecki narzekał:
— Nigdy nie zaznałem, co to prawdziwa miłość, nie śmiałem kochać, nie miałem kogo kochać. Pierwszy raz w życiu ośmieliłem się — więc jak osłabły, więc jak tonący brzytwy, chwyciłem się tego uczucia. Nie powinienem był tego robić. Nie spytałem nawet dziewczyny, co ona by o tem myślała. Myślałem tylko o sobie i za to zostałem ukarany. Teraz koniec, teraz czuję, że muszę się wycofać.
— Bez walki? — skrzywił się Burkan, odsuwając z ramienia Uzbeckiego rękaw koszuli.
— Zapóźno już na porywanie Sabinek, minęły te czasy.
Uzbecki syknął.
— Boli? — zapytał Burkan, zastrzykując morfinę.
— Boli. Ach, nie to, dusza boli.
— To przejdzie. Teraz połóż się, zamknij oczy i oddychaj równo. Posiedzę przy tobie, póki nie zaśniesz.
Usiadł w fotelu i zapalił fajkę.
— O, moja panno, muszę ja się z tobą rozmówić — postanowił niezłomnie. — Tak ci komendanta zmarnować nie dam. — Albo — albo! Znajdzie się sposób i na ciebie.
Strona:Jerzy Bandrowski - Szkatułka z czerwonej laki.djvu/95
Ta strona została przepisana.