Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

nych przekonaniach, w ojczyźnie swej śmiało kruszą te więzy i okowy, jakiemi związana i skrępowana jest dusza ludu. Zaś od kajdan mocniejsze nieraz bywają przesądy. Z ich czarnej mocy świetlani nasi żołnierze czerwoni wyzwalają lud rosyjski, który jednak nie zawsze rozumie i pojmuje ich święte dzieło. I tak kilka dni temu w Orle, w koszarach dragońskich, żołnierze zburzyli kaplicę koszarową, tę pułapkę na dusze młode i niedoświadczone. Rozumie się, że tak jak kiedyś księża chrześcijańscy wycinali gaje święte i rąbali w sztuki bałwany pogańskie, tak ci szermierze nowej prawdy postanowili porąbać wielki krzyż z wizerunkiem Chrystusa i wrzucić go w ogień. Szybcy i energiczni w swem rewolucyjnem postanowieniu, wyciągnęli krzyż na ulicę, rozebrali go na części i chcieli go porąbać. Niestety, przeszkodziła im w tem reakcyjna czułostkowość ludu. Przechodząca tamtędy jakaś kobieta powstrzymała żołnierzy, zaczęła ich błagać, aby nie niszczyli krzyża, wreszcie wwiodła ich na pokuszenie, ofiarując im za krzyż pięć rubli. Żołnierzyki jak żołnierzyki.
— Za pieniądze wszystko sprzedadzą! — rozległ się okrzyk na sali.
— Krzyż kobiecie sprzedali! — kończył mówca.
— A czyż drzewem handlować nie wolno? — roześmiał się ktoś.
— Nie drzewo oni sprzedali, ale krzyż! — wołał mówca.
— A krzyż — nie drzewo? Sami mówicie, że świętości w nim żadnej niema, przesąd tylko jeden.
— Rzecz w tem, że krzyż, ocalony w ten sposób od zbeszczeszczenia i porąbania, przeniesiono do ka-