Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

o krwawych ogniach dworów, gromionych przez „zieloną armję“, o nowych czasach, o tem wreszcie, czy uda się im cało dotrzeć do domu i dowieźć łupy.
Czasami, sapiąc i szczękając żelastwem, przelatywała obok wozu lokomotywa. Maszyniści porozumiewali się, gwiżdżąc z końca na koniec dworca według aparatu Morsego. Coraz rzadziej chrzęściły po śniegu kroki żołnierzy, z klątwami i pobrzękiwaniem blaszanek szukających miejsc. Pociąg miał odejść o ósmej, północ już minęła, a o odjeździe nie było ani mowy. Pociąg stał, jak wmurowany.
— A może nas tu tak zostawią? — zaniepokoił się Zaucha.
Nie liczące się nigdy z ludźmi, przekorne a złośliwe władze bolszewickie często płatały takie figle.
W tem wstrząsnęło wozem potężne uderzenie.
— Nareszcie! — pomyślał Zaucha.
Po krótkiem szybowaniu przypięto wagony do pociągu, poczem znowu zapadła głęboka cisza.
Skurczony w niewygodnej pozycji, wciśnięty między dwuch cuchnących sołdatów, emigrant rozmyślał o swojej doli. Prześladował go los zły i zawistny, siłę woli i wytrwałość nagradzający tylko nowemi upokorzeniami i klęskami. Bo wkońcu to wszystko było jednem nieprzerwanem pasmem niepowodzeń. Gdzież Legja Wschodnia, jej bunt szlachetny i jej tragiczna wiara w możliwość zwycięstwa sprawy dobrej wbrew twierdzeniu, iż Bóg stoi zawsze po stronie silniejszych bataljonów? Cóż z nieugiętości i cichej pokory serc tułaczy i emigrantów, wszelkiemi sposobami wmawiających w Rosję dobrą wolę i szlachetne posłannictwo? Cóż wreszcie z rewolucji i nieskoordynowanych wybuchów zapału i energji rosną-