Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

— O, takiej wódki dawno nie piłaś! — ożywił się Popiołka. — Carska wódka... Jeden z moich ludzi, szofer, podczas „winnych pogromów” woził całe skrzynie z winem i wódkami jakiemuś kupcowi, który je kupował od żołnierzy, grabiących carskie piwnice... Szofer wiedział, gdzie on to wszystko trzyma — i wydał nam. Cóż? Zagrabiliśmy nagrabione...
— Bolszewicy nie odebrali wam?
— Zostawiliśmy im spirytus...
Patrzył na Agnes.
Chodziła po pokoju w rozpiętej czarnej bluzce, w czarnych, jedwabnych pończochach i płytkich pantoflach — zresztą zupełnie naga i nie wstydząca się swej nagości. Jej ciemne ciało połyskiwało, jak bronz, czasem — jak złoto. Była smukła lecz pełna, ruchów giętkich, kocich. Popiołka, który tyle widział modelek, czuł, że bezwstyd jej nie pochodzi ze świadomości piękności. Był to nieczysty bezwstyd rozwiązłej rozpustnicy. To właśnie wyuzdanie Agnes drażniło go i podniecało.
— O, ile ty tu masz butelek! — ucieszyła się, patrząc w głąb otwartej, ogromnej szafy opancerzonej. — „Old Rum’! Napijemy się „Old Rumu”, Popiołka!
— Nalej „Old Rumu!” — mruknął obojętnie.
— Jak pachnie! Truskawkami — czy czem?...
Nalała odrobinę do szampanówki i pokosztowała.
— Bardzo dobry rum! — mówiła, pomlaskując drobno lecz głośno różowym językiem. — Świetny!... Istotnie — carski rum!
Napełniła dwie szklaneczki, jedną podała Popiołce, z drugą usadowiła się w głębokim klubowym