Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

cza, nietknięta. Byłeś tym silnym, dzikim człowiekiem, który choć nie rozumiał nic — mordował wszystkich, chcących wedrzeć się w jego pustynne królestwo. Wycinał w pień rozbitków, wyrzuconych przez fale morskie na jego brzeg, zatruwał studnie, by marły karawany, wiozące do jego niewyzyskanej ziemi złoto i bogów, nie chciał słuchać pieśni obcych kapłanów, nie chciał żadnego życia, prócz swego własnego. Aż gdy pobił wszystko, gdy wygubił wszelki ślad obcej przemocy, powiedział sobie: Teraz zacznę budować!
— Z czego?
— Z samego siebie. Ze swych najsilniejszych, najdzikszych i najkrwawszych bodaj myśli i zwycięstw. Pałace z szumiących płomieni swych namiętności, ogrody, w którychby kwitły wielkie gwiazdy jego niepojętych i nieposkromionych wybuchów, zstępujące do głębi ziemi twarde terasy swej ciepliwości, niebosiężne wieże swego zachwytu i buntu, kamienne drzewa swych niepokonanych postanowień, kwitnący wieczną rozkoszą wonny stół swego użycia — to wszystko, w obliczu pokonanych i skrwawionych wrogów, rzuconych na gwiazdy i rozkrzyżowanych na niebie, jak te oto tutaj skóry niedźwiedzie.
Popiołka zamknął oczy.
Mów! — szepnął. — Mów jeszcze!
Ledwie dostrzegalny uśmiech triumfu pokazał się na twarzy aktorki.
— W człowieku są siły twórcze, zabijane i mordowane przez całe tysiąclecia. Narody chcą je wyzwolić — ale sam widzisz, nie potrafią tego zrobić nigdy bez człowieka. Jakkolwiek on-by się nazy-