Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/146

Ta strona została skorygowana.

— Nie szkodzi! szepnęła Agnes. — Upijesz się mną...
A pochylając się nad nim, dodała:
— Więc tak bardzo pragniesz zapomnieć? Tak bardzo ją kochasz? Pamiętajże: Przez twoje serce sięgnę do jej serca.
— Przez moje — serce! — mruknął ironicznie, chwytając ją w ramiona.

XIX.

— Czego?
— Chcę mówić z towarzyszem Popiołką.
— W jakiej sprawie?
— W jego sprawie osobistej.
— Ja was nie znam.
— Ale on mnie zna. Zameldujcie mnie, to się przekonacie.
— Nie jestem lokaj, żebym meldował.
W uchylonej furtce wielkiej, drewnianej, zamkniętej bramy, stał zbrojny drab i badał Zauchę. Z okna stojącego tuż domku odźwiernego padało żółte światło, w którem dwie twarze przyglądały się sobie badawczo. Drab miał wyłupiaste, „nachalne, jasne oczy i rude wąsiska. Jego skórzana kurtka połyskiwała w świetle jak pancerz. Anarchista wyglądał w cieniu niby zrobiony z lanego żelaza.
— Więc cóż będzie? Puścicie, mnie, czy nie puścicie?
— Oddajcie broń.
— Nie mam żadnej broni.
Odźwierny obmacał Zausze piersi i kieszenie.