Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/152

Ta strona została skorygowana.

Wtem zasyczało coś za nim i drugi zegar w stylu „Empire“ na alabastrowych kolumienkach śpiesznie srebrnym głosikiem wydzwonił ósmą. Ledwo zmilkł, gdzieś nad głową Zauchy tym razem odezwały się stłumione, lecz silne i niskie dźwięki.
Zaucha słuchał zdziwiony — po całym domu, z pokoju do pokoju szła dźwięczna, miarowa muzyka, to bliżej, to dalej, jak gdyby to zegar niewidzialny chodził, na różne głosy dzwoniąc, to tu, to tam, raz niskim, poważnym dźwiękiem, niby chcąc przerazić, znów śmiejąc się, chichocąc srebrzyście, to jeszcze charcząc głośno, trywjalnie, z zaspanem ziewaniem. Było wtem coś tak niesamowitego, że Zaucha aż się wzdrygnął i przetarłszy oczy ręką, rozejrzał się dokoła.
Znowu odezwały się liczne kroki, stąpania, szczęk broni, coś w rodzaju komendy, otwarto drzwi wchodowe; niby oddział wojska wymaszerowywał z domu. Ktoś się poślizgnął na schodach, zaklął, inni roześmiali się, wreszcie drzwi zatrzaśnięto, stąpania ścichły. W westybulu jakiś czas jeszcze rozmawiano głośno po polsku, zwłaszcza wyraźnie rozlegał się czyjś trzeszczący, drewniany głos, swobodny i pewny siebie.
Szczęknęła klamka w drzwiach; do pokoju weszło kilku mężczyzn, wśród których Zaucha poznał też pięknego Rosjanina z odczytu w „osobniaku“ Titowa.
— Nie przeczę! Nie przeczę! — silnym, dźwięcznym barytonem kończył rozpoczęte zdanie Rosjanin. — Bolszewików nienawidzę i tylko dlatego jestem anarchistą.
— Były carski oficer — i to „gwardiejec!“ — anarchistą! — śmiał się rzechocąco mały, zanied-