Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

nie mam i mieć nie będę. Stoję poza wszelkiemi zasadami i dlatego anarchja przemawia mi do duszy, jak wogóle ruskiemu człowiekowi.
— Tego ja absolutnie nie rozumiem! — wtrącił anarchista-introligator. — To już stanowczo utopja!
— Bo wy nie możecie zrozumieć i nigdy nie zrozumiecie, że nasza święta Rosja twarda jest, niezmienna i przeżyje wszystko. Czasami kaprysi — ot, jak teraz! Wojna zaciągnęła się, przegrana, drożyzna wielka — tak won caria, gienierałow, palicju, żandarmierju, dawaj swabodu... Nieet szutisz, brat! A któż wymyślił caria, gienierałow, żandarmerję — czy nie Rosja? Nie bójcie się — wrócą oni! Czy ja to wszystko stworzyłem, ja coś wymyślę? A czy ja wiem, co to Rosja? Wiem, że biłem po mordzie jako carski oficer, a przyjdzie czas, to do tych samych kanalij-bolszewików pójdę i ich to bolszewickich czudobagatyriej, szarych mużyczków ruskich po zębach czesać będę... Tam, u was, w waszych małych państwach, w Belgji, w Danji czy drugiej Awstro-Wiengrji — obywatel kichnąć nie może swobodnie, bo a nuż się państwo rozleci — ale u nas, w Rassieji, czy masz jakie zasady czy nie — „gulaj dusza!“ wsio rawno, Rosja wszystko wytrzyma!
Umilkł, zamyślił się, a potem powtórzył:
— Awstro-Wiengrja, dwojjedinaja monarchja... Ech, gromkoje słowo!
— „Utopja“, cholero jedna, gdzież ten rum? — zatrzeszczał anarchista, którego Żuków nazwał Drozdowskim.
— Zaczekajcie chwilę, nie jesteśmy sami! — tłumaczył, zerkając w stronę Zauchy.
Żuków rzucił okiem na Zauchę.