Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/156

Ta strona została skorygowana.

cych wspaniałość przeszłości! Zrozumiejcież, że podwójny pożar wojny i rewolucji spustoszył nietylko nasze dusze, ale i nasze miasta! Pałace wczorajszego przepychu stoją podobne do szeregu wypalonych szkieletów, zburzone miasta czekają na nowych budowniczych, trąba powietrzna rewolucji wyrwała, wykarczowała z dusz krzywe i czarne korzenie niewolnictwa, dusza ludu oczekuje wielkiego siewu — a wy wciąż śmiejecie się z nowych pieśni! Jakże? Więc kiedy uciszą się wzburzone dziś żywioły rewolucji, wy w dni świąteczne, z łańcuszkami od zegarków na jedwabnych kamizelkach będziecie wychodzili na place przed swemi sowjetami rejonowemi na partję krokieta?
— A wam tego mało, młody człowieku? — bąknął z lekceważeniem Żuków.
— Wiedzcież, że dla naszych szyj, szyj Goljatów pracy, niema odpowiednich numerów w garderobie kołnierzyków burżuazji.
— A wot, wy wogóle kołnierzyków nie nosicie! Hehe! Towarzysz Quebouriez niedawno temu rozbił skład z bielizną wszechrosyjskiego związku miast — z pobudek ideowych, powiada! Wriosz, brat! Jakie tam pobudki ideowe? Wszak anarchiści bielizny nie noszą!
Ale Zaucha z pewnem zainteresowaniem przyglądał się „Goljatowi pracy”. Młody ten człowiek, z gałązką wilczej jagody w butonierce, miał wygląd ni to aktora kabaretowego czy filmowego, ni to „alfonsa”, chwilowo pozbawionego utrzymania, ni to włamywacza, podszywającego się pod jedną lub drugą kategorję. Pod ściągniętemi forsownie w wyraz zadumy i szlachetnej pogardy twardemi rysami