Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

bolszewikiem; uważałby to za zupełnie naturalne. Ale anarchistą? Tego nie mógł zrozumieć. Przypuszczał tu raczej operetkową, zawsze kabotyńską skłonność artysty do nadzwyczajnych, olśniewających efektów i dziecinny pociąg do romantycznego bandytyzmu, czy raczej romantyzmu bandyckiego, w danych okolicznościach, niestety, urzeczywistnionego.
Dlatego z pewną tremą i miną poniekąd niewyraźną wchodził do pokoju anarchisty, niebardzo wiedząc właściwie, co mu ma powiedzieć. Działalności jego pochwalić nie mógł i nie pochwalał, zarazem jednak niezbyt wierzył w celowość i owocność dyskusji, zaś to, czego sam był na bulwarach świadkiem, wskazywałoby, iż Popiołka posunął się już bardzo daleko i prawdopodobnie ma za sobą sporo podobnych faktów dokonanych i niecofnionych. Nie wiedząc nic pewnego, Zaucha postanowił przedewszystkiem zorjentować się, poprzestając zpoczątku na roli gościa i starego, serdecznego znajomego.
Popiołka przywitał go bardzo ciepło, a objąwszy go swem długiem i potężnem ramieniem i przycisnąwszy zlekka do siebie, poprowadził go ku stojącemu przy biurku fotelowi, na którym go usadowił, a sam usiadł naprzeciw niego, na poręczy krzesła.
— Witajcież! Jak się macie? Cóż was przygnało do Moskwy? Dawno już tu jesteście? Skąd dowiedzieliście się o mnie? I że nie baliście się przyjść?
Zadawał jedno po drugiem pytanie, częstując papierosami. Zausze zdawało się, że Popiołka chciał pokryć swe zmieszanie temi pytaniami, na które nie dawał mu nawet odpowiedzieć. Wciąż jeszcze trzymał się tyłem do światła, tak, że gość widział tylko