Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

Zerwał się z fotela i zaczął szybko chodzić po pokoju. Szeroki dywan, którym przykryta była podłoga, tłumił jego kroki. Wreszcie stanął, potarł dłonią czarną, kędzierzawą czuprynę i rzekł podnieconym, podrażnionym głosem:
— Porwaliśmy wczoraj burżujom samochód. Samochodów potrzebujemy, kupić ich nie mamy za co, bolszewicy prawa rekwizycji nam nie dadzą — więc trzeba sobie radzić, uważacie, Zaucha. Uważacie? Naturalnie, burżuje podniosły krzyk — dzisiejsze gazety znowu pełne są gwałtowania na nieznajomych, którzy siłą zarekwirowali samochód — ale to głupcy, bo prędzej czy później bolszewicy im i tak wszystko pozabierają...
— Niemniej jest to bandytyzm, Popiołka! — spokojnie lecz twardo rzucił Zaucha.
— Byliście wy na wojnie?
— Nie.
— No, to nie wiecie, że bandytyzm jest najbardziej rozpowszechnioną i uznaną formą eksproprjacji... Nie, Zaucha, nie zawracajcie mi głowy! Trzeba się było przypatrzyć! Dopierobyście mieli jakieś wyobrażenie o tem, czy prawo istnieje i komu albo naco jest potrzebne. To są wszystko zawracania gitary. Pojmujecie mnie. Więc wy kucaliście za pniem sosnowym? Nadzwyczajne! Oto, jak się w Rosji spotykają Polacy! Jeden kucający za krzakiem, a drugi straszny bandyta z karabinem w ręku, postrach, uważacie, postrach tych tchórzów-bolszewików — nie, to bajeczne! Hihihihihi!
Zaucha przyglądał mu się badawczo.
Popiołka, ubrany w rosyjską, sukienną „gimnastiorkę z ciemno-zielonego sukna napozór nie