Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/168

Ta strona została skorygowana.

— A choćby nawet — to i cóż? Jako artysta jestem rewolucjonistą i nie mogę nim nie być, temu nie zaprzeczycie. A jako artysta miałem też do czynienia głównie z inteligencją. Znam ją! To lokaje, zwykli lokaje! Któż tu podtrzymywał rządy carskie, kto w Niemczech trzyma Hohenzollernów, kto zawsze i wszędzie broni każdej, najidjotyczniejszej, starej maniery i wrzeszczy ze strachu i nienawiści na widok wszystkiego, co nowe i młode?
— Przesadzacie, przesadzacie, Popiołka. A zresztą trzeba na to wszystko patrzeć z punktu widzenia całości.
Ale Popiołka zapienił się. Powtarzał frazesy z pism bolszewickich, mieszając je równocześnie z własnemi, zastarzałemi bólami. Widać było, że zlepił sobie z tego już jakieś swoje „credo“, którego się nie wyrzeknie, bo mu ono na coś potrzebne.
Robiło się coraz nieprzyjemniej. Drażniły nierówne, szarpane zdania, kategorycznie i z tupetem wygłaszane przez Popiołkę, jego nerwowe ruchy i szybkie kroki, to znów niby pełne skupienia wpatrywanie się w lampę — wszystko nieszczere, gorączkowe.
Zaucha machnął ręką.
— Rewolucja rosyjska w głowie wam przewróciła, Popiołka! A nie zapominajcie, że jeśli tu macie do czynienia z dziczą, którą bolszewikom łatwo steroryzować, to tam, u nas, będzie inaczej. My mamy inną rewolucję w głowie...
— Otóż właśnie nieprawda! — wybuchnął znowu Popiołka. — My zapominamy o rzeczy najważniejszej, a mianowicie, że wobec nas skompromitowały się wszystkie narody i wszystkie systemy re-