— Tak! — podchwycił Popiołka. — Wiedzcież sobie, że to jest przewrót! I dzięki temu przewrotowi my jesteśmy tu z bronią w ręku i — nie ustąpimy!
Zachuczały pochwalne głosy.
Zaucha stracił cierpliwość.
— To są żarty! — krzyknął. — Ale takiemi żartami tumanicie prostych ludzi i oszukujecie ich! Co wy zrobicie? Z kimże w tany, chudziny? Na kogo broń? Chcecie urządzać, nowe gospodarstwo zakładać, to naprzód trzeba je mieć! A co wy tu macie? Na czyim żołdzie jesteście? Kto was zna? Tyle, że grozicie — zdaleka. Ale idź jeden z drugim „tam“, w tarnowskie, w jasielskie, spróbuj chłopu zrobić „eksproprjację“, a zobaczysz, jak ci mordę skuje!
— Myślicie, że skuje, Zaucha, tak myślicie? — ożywił się Popiołka.
— Będzie się pytał!
— Utopja! — zapewnił głos z kąta.
— Więc cóż wy niby chcecie przewracać?
Równocześnie kilku ludzi zaczęło mówić, nie namiętnie, nie złośliwie, lecz skarżąc się na różne krzywdy i spluwając z zimną pogardą. Nie można ich było zrozumieć. Powoli z chóru na pierwszy plan wysunął się jeden, z miną bardziej zadzierzystą, kędzierzawy blondyn o ostro rzeźbionej twarzy. Wyrażał się poprawnie, tylko akcent miał śpiewający, krakowski.
— Nie jezdem doktór i teoretycznych sporów prowadzić nie będę, chociaż z drugiej strony socja-