Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

romans. Ten człowiek miał szalony talent. A powtarzam: Nie istniały dla niego kobiety, nie pił, jadł mało i obojętne mu było, co je, na wszelką ojczyznę gwizdał, o sztuce nigdy nie myślał, nie grał w karty, nie uznawał sportów. Palił i — szachrował. Jego tupet przechodził wszelkie wyobrażenie ludzkie. Miałem do czynienia z ludźmi, których oszukał w najhaniebniejszy sposób: Ubóstwiali go — niczem drugiego Leonidasa.
— Przepraszam! Czem jest towarzysz Eneasz? — szepnął do sąsiada Zaucha.
— Skrzypkiem.
— Nareszcie dzielny ten i plujący wspaniale na wszystko człowiek dochrapał się czegoś. Został dyrektorem jakiejś większej instytucji, miał duże dochody, brylantowe spinki w koszuli, piętnaście garniturów, nawet popielaty cylinder, pepitowe portki i mase breloków, któremi dzwonił na brzuchu, jak handlarz kłódkami. A szczęściło mu się nadzwyczajnie, bo choć był powinien siedzieć dziesięć razy w kryminale, nie siedział ani razu i cieszył się z tego powodu powszechnym szacunkiem i poważaniem. W tem — krach! Coś trzasło, coś się zepsuło, wielki człowiek wyleciał z posady, groziło mu nawet, że mu sprzedadzą...
— Dom!
— Nie; dom zapisany był na kogoś tam! Ale jakieś maszyny, które psim węchem nabył i do których się teraz przyznawał.. Że zaś długi były znaczne, a niejeden wpadł, nikt z pomocą nie śpieszył, nikt weksli podpisać nie chciał.
Dopieroż pomyślał nasz Ryś o szczęściu swego młodszego brata! Bo Genkowi nędznie się