Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

ślała, żeby się puścić, a tylko chciała to zrobić z korzyścią dla siebie i przytem — bała się. Niebardzo wiedziała, jak się do tego zabrać. Tylko dlatego nie broniła się paniczowi. Nie przypuszczasz przecie, że się w nim zakochała, w takiej chuderlawej, brzydkiej małpie! No! A on trafił na chwilę szczęśliwą i — skorzystał. Cóż dalej, jak myślicie?
— Dał jej sto rubli, a po pewnym czasie pojechał do Krakowa! — domyślił się Utopja.
— O, nie! On się w niej zakochał! Nie dał jej stu rubli! Coś jej tam dawał od czasu do czasu, na chusteczkę, na pończochy, na lakierki, na kapelusz, wreszcie — po parę rubli, zato — zakochał się. Był jej wdzięczny. Nigdy jeszcze nie miał panny, nigdy jeszcze nie miał kobiety za darmo — ona oczywiście myślała o pieniądzach, ale on — nie chciał sobie miłości pieniędzmi zepsuć. Przesiadywał teraz w domu, szukając wciąż sposobności, kiedy nikogo nie było — w łazience, w sypialni rodziców, w salonie, w przedpokoju — potem szedł na miasto, do knajp, i teraz on opowiadał, jakie to ma powodzenie u kobiet. Aż wreszcie dziewczyna zaszła.
— To się wie!
— No, a on wtenczas...
— Ucik!
— Ożenił się! — skończył Popiołka.
— Człowiek porządny!
— Ja też mówiłem! Zbrodnia uczciwego człowieka! Towarzysze, bądźcie mądrzy, zrozumiejcie! — Kochankowie nigdy nie myślą o dzieciach. Nie dlatego się wam dziewczyna podoba, że może mieć dziecko.