Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

delikatne w sukniach drogich, z brylantami. Choć to wojna, to dla nich i ostrygi świeże były i potrawka z raków i kotlety z drobiu i lody i owoce z nad Czarnego lub Kaspijskiego morza i wódki, wina najprzedniejsze! Żyć przecie trzeba, to trudno! Na bliny z kawiorem lub ze śmietaną to chodzili tylko tak popatrzeć, jakie to świństwa Moskale jedzą. Wino czerwone to niby jako „chlebny kwas“ podawano — w wielkich dzbanach szklanych. Kwiaty świeże z Krymu sprowadzano.
— A na amunicję wagonów nie mieli!
— Kto był mądry — we wspaniałości żył nieopisanej. Syty, wymyty, telefonem gabinet zamawiał, „batyka“ mu całego na zakąskę do ciepłych, chrupiących kołaczów przynoszono, karasia sobie sam w akwarjum do smażenia wybierał. — Tego mi usmaż! — pokazywał palcem. — Podoba mi się, uśmiecha się do mnie, tłusty będzie!
Dla naszego Wiktora — to był raj. Czepiał się bogatych i jeździł z nimi pić. Do tych wielkich sal na porfirowych kolumnach, do tych restauracyj, złotem błyszczących, gdzie się widziało białe plecy i ramiona pań, w różnobarwne jedwabie ledwo zawiniętych, gdzie służba nawet miała wypielęgnowane, opalizujące paznokcie. Biedak, zeszedłszy w życiu ze swego porządnego mieszkania za żoną do robotniczego domku, leciał teraz, jak ćma, w ten blask, w tę świetność...
A była wówczas jeszcze pod Moskwą otwarta „Strielna“, za Aleksandrowskim parkiem przez rodzinę carską utrzymywana wielka, świetna willa, z najlepszą w Moskwie restauracją i z gabinetami. Jechało się tam zwykle już późnym wieczorem, „ry-