Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

Polski, wiecznie rewolucyjnej, był dla was, carskich niewolników, gwiazdą wolności, z której wy po swojemu zrobiliście śmierdzący kaganek, przyświecający w piwnicach katom przy torturowaniu niewinnych. Wot wam!
— Aleś jej pan wypalił! — ucieszył się Piotrowski, zawzięcie potrząsając koło ucha metalowym „mieszalnikiem “ — Luta! Podaj szklanki! Nie te! Te większe!
— Zaszkodzi ci...
— Nie. Dobre na frasunek. A mówiłem wam, Agnes: Róbcie sobie w domu, co chcecie, tylko Polaków nie zaczepiajcie, bo będzie źle.
Wylał zawartość puszki do wysokiej szklanki i podsunął Zausze.
— Co to?
— Nic. Trochę spirytusu, czerwonego wina, wermutu, koniaku, a na zakąskę, na dnie — oliwka, pokrzepiająca mieszanina.
— Bo niech pani zrozumie — mówił, umaczawszy usta w szklance, Zaucha, zwracając się do pani Luty. — Nie mówię już o powstaniach, w których cała ich inteligencja wolnościowa stała po stronie carskiej.
— Bakunin nie, Herzen też nie! — zaprotestowała Agnes.
— Ale gwiazda anarchizmu rosyjskiego, czcigodny Lew Tołstoj tak!
— Tego nie wiem!

— Bo pani z tem do twarzy. Niech pani przeczyta jego listy do Fieta,[1] zobaczy pani, jak pisze

  1. Fiet, poeta rosyjski i przyjaciel Tołstoja.