było potworne. Znęcanie się nad nędznym, słabym człowieczyną, prawie wiwisekcja... Popiołka stał się poprostu zły, wściekły, okrutny... W Iwana Groźnego się bawi...
— Przesada! Przesada! — odezwała się Agnes.
— Bo pani nie widziała! Wczoraj — wobec świadków — z Iwana Groźnego męczennika robił. Pokłóciliśmy się o to nawet...
— Pijany musiał być chyba!
— Nie pijany! To znaczy — był podniecony, ale przytomny... On, owszem, sprawia wrażenie pijanego, ale nie wódką... Zatruty jest czemś... Krótko mówiąc — rewolucja go gubi. Dusza słaba, trochę „poseur“, zgłupiał, zdziczał, stał się wprost ordynarny... Z najwyższym niesmakiem dziś rano o tem wszystkiem myślałem... Jaka w tych ludziach nienawiść! I skąd?
— Szkoda, szkoda człowieka! — ubolewała pani Luta.
A naraz podniosła swe cudne, jasne oczy na Zauchę.
— Panie Zaucha! Pan go nie opuści! Dowiódł pan, że w panu jest ta prawdziwa, chrześcijańska, czynna miłość bliźniego. Szukał pan Popiołki pomiędzy różnymi bandytami, narażając się może, pod strzały ich pan wpadł, a nie ustał pan, póki go nie odszukał. Niech pan czuwa nad nim!
— Ma on, proszę pani, stu dwudziestu własnych trabantów... Dom jak fort... Cóż ja tam poradzę?...
— Może pan trafi na chwilę... Może się co stanie... Ja panu pomogę...
— Czem? Jak?
Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/231
Ta strona została uwierzytelniona.