Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż dziwnego? Inteligencja idzie pokpić sobie z dziwolągów nowych proroków, a reszta spodziewa się skandalu. Byłem. Widziałem.
— No, jeśli tak, to wczoraj jedni i drudzy byli zadowoleni. Pomyśl sobie, wśród tej hołoty, wśród tych kanalij rymujących pojawił się wczoraj — Walery Brjusów!
— Poeta? Przewodniczący moskiewskiego „Koła artystyczno-literackiego?“
— Żebyś wiedział. I wiesz, co czytał? Wyjątki z Owidjusza „Ars amandi“ o wdziękach i doświadczeniu erotycznem starzejących się kobiet, wiersze Petronjusza i wreszcie swoje własne wiersze o niezaspokojonych Mesalinach...
— Widzisz. Bydlę. To dla pieniędzy. Nie dziwię się zwykłym sutenerom poezji, którzy właściwie powinniby handlować żywym towarem, ale Brjusow...
— A wiesz, kto ich skompromitował?
— Skądże mogę wiedzieć?
— Zgadnij!
— Ty.
Chrobak żachnął się.
— Niby dlaczego ja?
— A jakże mogę zgadywać, skoro nawet nie wiem, kto tam był?
— „Trzej Muszkieterzy“ futuryzmu: Kamienskij, Majakowskij i Burluk. Wleźli ci naraz, skończywszy program w swojej kawiarni i zrobili awanturę. Zaczęli wierszami i prozą besztać ordynarnie konkurencję, ale o mało się po pyskach nie pobili. „Gazetę futurystów“ czytałeś?
— Czytałem.