Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

Oto wolność przekonań, oto wolność i uczciwość prasy, rzekomej opinji publicznej, oto prawdziwość informacyj urzędowych, oto potęga pisma! Tak zawsze było, to prawda. Prasa, autoryzowana plotkarka, łże świadomie, dla tendencji, i nieświadomie, z powodu ignorancji. Więc cóż się zmieniło? Zabarwienie kłamstwa. Łgarstwo jest dzisiaj w kolorze czerwonym.
Przypomniał się Zausze najmłodszy brat, który jako mały chłopaczek namiętnie lubił patrzeć na świat przez czerwone szkiełko. Z oka go nie wyjmował. Ale świat od tego szkiełka nie poczerwieniał, a tylko chłopcu czerwone gruczoły na oku wystąpiły.
— Czerwone zołzy! — śmiał się w duchu Zaucha.

V.

Po południu wsiadło do wozu kilku nowych pasażerów. Wpuszczono ich dla zabawy. Było to jakieś starsze małżeństwo, łyk małomiejski z dobrodusznie chytrą miną i jego żona, szeroka, tłusta baba, Kozaczka, demonstrująca niesłychaną rewolucyjność i ze wstrętem spluwająca za każdym razem przy słowie „szlachcic.“ Para ta jechała dokądś „po chleb“, a Zaucha domyślił się bez trudu, iż krwi chciwa przewrotność staruszków pochodziła z chęci przypodobania się żołnierzom i ze strachu, aby ich z wozu nie wyrzucono. Żołnierze woleliby byli porozmawiać o tem, co na wsi słychać, prowokowani jednak przez Kozaczkę, potakiwali jej półgębkiem.
Znacznie większe w rażenie zrobiło pojawienie się młodej pary żydowskiej. On, z twarzą bladą, zniszczoną, łajdacką, w granatowym berecie i w takiejże pelerynie, wyglądał jak typowy „apasz“, zaś korzysta-