Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak... Cierpnie.
— A mnie to cieszy. Niechże pan powie, kto z nas w dzisiejszych czasach może być szczęśliwszy? A tam, w tym manifeście, powiedziano też: Proletarjat nie może się podnieść, nie może się urządzić, zanim całe ponad nim z warstw oficjalnego społeczeństwa wzniesione rusztowanie nie wyleci w powietrze. Jak się pan mógł przekonać, nie są to bynajmniej czcze pogróżki. Rusztowanie sypie się... co, rusztowanie, cały gmach! A taki był ciężki, tak solidnie zbudowany!
— O ile sobie przypominam, pan sam zajęty był swego czasu przy konserwowaniu owego gmachu i czuł się pan w nim wcale wygodnie, znacznie wygodniej aniżeli naprzykład ja, człowiek wolnego zawodu.
— Tak, panie. To było zbudowane tak, że przy bezmyślności można się było czuć wygodnie. Przy wielkiej, poważnej bezmyślności.
— A nigdy pan nie próbował myśleć w tym „gmachu?“
— Próbowałem, ale — zaprzestawałem tych prób, ponieważ prowadziły one do dysharmonji, która mogła mi zatruć ten kieliszek wódki w południe lub tę bombę wieczornego piwa, jedyne, co miałem. Tak, panie, historja poczciwego, dobrodusznego i lekkomyślnego Ezawa jest wieczna. Sprzedawaliśmy pierworodztwo za kufel piwa. Miałem czas myśleć o tem, stary „regime” dał mi ku temu wyborną sposobność. Siedziałem ja, mój panie, w twierdzy za szpiegostwo na rzecz Austro-Niemiec.
— Coś o tem słyszałem — przyznał się Zaucha, nie mogąc się zdobyć na komedję zdziwienia i współczucia.