Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/255

Ta strona została skorygowana.

kiem czy baranem, jak pan chce. Winą i zbrodnią wszystkich stworzeń jest tylko to, że są sobą. Tak samo dziś z burżuazją. Dawniej, oczywiście, tego nie wiedziałem, ponieważ również byłem „burżujem“, gdy jednak wsadzono mnie do kryminału i zrobiono ze mnie proletarjusza, pojąłem rzecz najkompletniej.
— Znowu sprawa osobista!
— A jaka ma być? — zaśmiał się Szymkiewicz. — Więc pan, chłop stary, wierzy w bezinteresowną robotę „dla idei?“ Nie wiedziałem, że pan jeszcze daje się brać na takie plewy. A może pan przypuszcza, że sprawa, która dla setek miljonów ludzi jest „osobistą”, jest sprawą kwestji lub życia, staje się przez to mniej świętą lub ideową? Tak, ma pan, słuszność, bolszewizm to nie abstrakcja, to „sprawa osobista” każdego bolszewika. Tem bije. Tem zwycięża. Rzecz jest przecie zupełnie prosta! Gdyby, Polska była „sprawą osobistą” każdego Polaka, dawno już stałaby na własnych nogach i nie potrzebowałaby się bać bolszewizmu.
— Mówi pan o setkach miljonów bolszewików? Trochę pan fałszuje tę statystykę.
— Być może, że przesadzam. Dziś nie przyznają się ludzie do nas narazie — ze strachu. Nie wiedzą, czy wygramy. Ale jak ujrzą, że się udaje, przyłączą się wszyscy. Bo powiedz mi pan, co może komu zależeć na tem, żeby nie był bolszewikiem? Człowiek, żeby mógł żyć spokojnie, będzie panu, czem pan chcesz, jak i był, jak i był!
— I cóż pan zamyśla robić? — spytał Zaucha, przechodząc na inny temat.